#15: Girl on fire! ;)

Jejuuu, jak to źle, gdy nie ma się kompletnie żadnego pomysłu na prowadzenie bloga. Usunąć połowę wpisów to jest dopiero wyzwanie, a jakie poświęcenie... Przywykłam do codziennego dodawania wpisów, ale przecież blog to jakaś intymna sfera życia, więc nie można po prostu czerpać bezustannie wzorców z internetu. Trzeba wciąż wprowadzać coś nowego, cos od siebie, by było przede wszystkim ciekawie!
No cóż... mam sporo czasu, by zastanowić się co zrobić z tym fantem. Jak już pewnie zauważyliście, zmieniłam szablon. Tamten wydawał mi się zbyt sztywny, na miarę tanich stron internetowych. Brakowało w nim wielu rzeczy, których mimo szczerych chęci, nie byłam w stanie wprowadzić, głównie ze względu na kompletny brak miejsca... Ten, natomiast jest chwilowy, do momentu, kiedy nie znajdę więcej czasu na znalezienie czegoś lepszego, bardziej przestronnego i wygodnego, bardziej związanego z tematyką bloga. Póki co chyba więcej czasu poświęcę na sprawy graficzne i nawigację.



Od dokładnie 34 godzin jestem ruda, w prawie to miedziana, ale ciągle nie potrafię się przyzwyczaić do tego koloru. Zdecydowanie mogłam powoli zmieniać kolory, poprzez brązy, blondy, aż do rudego, ale wychodzę z założenia, że szokowe zmiany są bardziej efektowne.
W środę i troszkę czwartku miałam przyjemność zobaczyć jak bym wyglądała w blond, tlenionych włosach... Wrażenia? Jednym słowem porażka, totalnie nie widzę się w tym kolorze i chyba już wolałabym być przez te parę godzin czarna niż bać spojrzeć się do lustra, w obawie przed chorobliwym napadem śmiechu. Wyglądałam tak "dziwnie", że nawet mój tato chciał uwiecznić to na zdjęciu, bo nie mógł się przestać śmiać, z tego wytwornego koloru, który zaprezentował mi rozjaśniacz. Baa... udało mi się nawet pokazać publicznie, przez całe 5 minut, gdy rozwieszałam pranie na balkonie... Doznania nie z tej ziemi. Nie polecam, zdecydowanie! ;)
Efekt końcowy taki:



Słoneczko zagościło za oknami już dawno, a u mnie w pokoju, niestety dopiero przedwczoraj. Pokusiłam się na wygrzebanie starych srebrnych łańcuchów, które wieki temu zdobiły bożonarodzeniowa choinkę, muszelek nadmorskich i nie tylko oraz urodzinowego prezentu, który zażyczyłam sobie z fascynacji do świeczek, a który nie spełnił swojej roli. Teraz połączenie wszystkich tych pierdołek zdobi moją komodę i nadaje wnętrzu pięknego, letniego uroku!


Jak już jesteśmy przy temacie lata, to wczoraj wygrzebałam z dna szafy śliczna, białą sukienkę, którą założyłam dosłownie raz. Dostałam ją w prezencie sylwestrowym od Pana K. Całkiem o niej zapomniałam, aż wstyd się przyznać. 

Na codzień nie chodzę w takich wygniecionych ubraniach ;pp Dodatkowo próbka a'la blond włosów, które jeszcze wczoraj miałam. Sukienka pewnie wygniotła się z wrażenia, jak zobaczyła ten przerażająco biały kadłub ;)

Na koniec my nails, które robiłam z samego rana, bo już nie potrafię patrzeć na tych 10 ogryzków, które bezustannie się łamią, mimo że stosuję multum różnorakich odżywek i kremów. :(